-I tak nigdy Cie nie lubiłam-powiedziałam "opłakując" zepsute urządzenie. Opierając się o szafkę wstałam i narzuciłam na siebie ubrania.
-Właściwie gdzie ja się śpieszę ?-Zapytałam siebie w myślach i jeszcze raz sprawdziłam godzinę. 5:00...Po co ja tak wcześnie nastawiłam budzik ? Walnęłam się otwartą ręką w czoło rzuciłam torbę w kąt i niewiele myśląc rzuciłam się na wygodne łóżko i momentalnie zasypiając...
Gdzieś indziej... Trochę później...
(Pablo) Dile que si
Es lo que importa
Es un temblor, miedo y euforia
Mira que nadie te diga que nose puedeCorre anda y buscalo... - Zacząłem grać czując że nie wyrobimy z terminem do zapłaty. Fuck off. Sądzę że to niesprawiedliwe, ale nikt nie liczy się z moim zdaniem. Ygh. Pani "miła" znów ty pewnie przyjdzie i będzie dyskusja o tym "jacy my jesteśmy nieodpowiedzialni." Przykro mi, nie każdy się wyrabia na czas. Stałem tak przy keyboardzie ciężko wzdychając, jak ją przekonać ? I to jeszcze z tą śliwą na oku ? Auć. Nadal boli. I jest bardziej fioletowa niż wcześniej. Oby to szybko zniknęło, bo niezbyt wyglądam jako dyrektor. Raczej jak jakiś żul, pobity przez młodych wandalów. Eh ...
- Pablo ? - Usłyszałem damski głos. - Jakaś pani do ciebie. - Yhm. Rozumiem, zaraz będę musiał walczyć jak lew o kolejne kilka dni. Oby się udało. Skinąłem głową i kazałem aby ta kobieta przyszła tu. Przytaknęła a ja nadal tępym wzrokiem gapiłem się w klawisze. - Habla si puedes, grita que sientes
Dime a quien quieres y te hace feliz... - Zacząłem nowy utwór i po chwili uszy zarejestrowały ironiczne klaskanie. Ujrzałem znów ją ...
(Esmeralda) Wstałam bardzo wcześnie, ta sprawa z tą cała szkolą talentów nie daje mi spokój. Dodatkowo ten cały dyrektorek jest bezczelny i nie mam ochoty ponownie z nim dyskutować. Jednak szef mnie ponagla i muszę ponownie dziś pojechać do tej uczelni. Z niechęcią wstaje z łóżka. Dzień zapowiada się fantastyczny, od rana świeci słońce, nie ma ani jednej chmury na niebie, a mi się naprawdę zupełnie nich nie chce. To chyba oznaka zmęczęnia, a mój organizm mówi "Weź urlop, weź urlop" łatwo powiedzieć to nie taka prosta sprawa, za dużo tego wszystkiego, żeby od tak to sobie wszystko zostawić. Na śniadanie zjadłam lekko strawna sałatke. Spakowałam do torby wszystkie potrzebne mi dokumenty, chcąc czy nie chcąc musiałam wyjść z domu i udać się do tej szkoły. Samochód odpalił za pierwszym
razem, a rzadko mu się to zdarza. W drodze do "Studio" rozmyślałam jak załatwić całą tą sprawę. Nie chce pozbawiać mlodych ludzi szkoly, ale tez nie mogę nagiać zasad. Wysiadając z auta, poprawiłam swoją małą czarna i udałam się a kierunku uczelni. Bardzo dobrze bo akurat spotkałam jakaś kobietę.
- Poszukuje dyrektora - oznajmilam jej
- Em Pablo chyba jest w sali muzycznej - odpowiedziała dość miło i poszła w kierunku jakieś sali, a ja udałam się za nią.
- Proszę bardzo - wskazała mi drzwi, a ja weszlam do środka i usłyszałam męski śpiewający glos. Stanełam i zaczęłam bić brawo, bardzo bardzo wolno.
- Witam ponownie - przywitałam się.
- Nie mamy już jak negocjować ? - zapytał z nuta nadziei w glosie.
- Niestety mam nakaz zamknięcia szkoły, nie mogę zupełnie nic zrobić. Moj szef ponagla mnie i nie daje spokoju w tej sprawie. - powiedziałam mając nadzieje, ze facet mnie rozumie.
- W takim razie proszę to powiedzieć tym ludziom. - pokazał mi wyjście z sali. On chyba oszalał to on jest dyrektorem i to on jest winien temu, ze szkoła zbankrutowała, dlaczego niby ja mam informować młodzież o tym, że zamykam szkole.
- Przepraszam, ale to nie jest moje zadanie. - odpowiedziałam, chciałam już wyjść, gdy potknęłam się o kabel ...
(Pablo) Yhm. Super, miło słyszeć te słowa. Odwróciłem głowę gdy wychodziła a po chwili usłyszałem huk. Spojrzałem w stronę drzwi i ujrzałem że owa kobieta leży na ziemi. Jako dżentelmen szybko ruszyłem jej z pomocą. - Nic Ci nie jest? - Automatycznie przeszedłem na "Ty". Kobieta była obolała, pewnie tak jak jej duma. Ale cóż? Zdarza się? - Jak się czujesz? - Zapytałem pomagając jej wstać. Miała kwaśną minę która źle to określała. - Chodź zabiorę Cię do pielęgniarki.
- Nie, nie, nie, nie... - Zaprzeczyła znacząco. - Nie chcę, nie mogę... Muszę iść. - Odparła i wygrywając się z mojego uścisku na nadgarstku próbowała iść.
- Eh. Nie chcę patrzeć jak się męczysz. - Odparłem widząc jej kulawe kroki.
- Od kiedy jesteśmy na "Ty". - Zapytała stając momentalnie i patrząc mi głęboko w oczy...
(Gregorio) I raz i dwa i trzy i od początku. Poranna gimnastyka jest bardzo ważna w życiu każdego człowieka. Rozciąganie, brzuszki, kilka kilometrów biegu i od razu czuję się jak nowo narodzony. Potem chłodny prysznic i mogę lecieć do pracy. Tak wyglądają moje poranki, szybkie bez owijania w bawełnę , ja mam plan, chodzi oczywiście, ze wszystko robię zgodnie z grafikiem, może to dziwactwo, ale bardzo mi pomaga, i nie obchodzą mnie dogryzania, kolegów w pracy " Gregorio jest już 12;35 czas na kibelek". Oni są niezdyscyplinowani, i nie rozumieją normalnych ludzi. Zaglądam do szafy, i teraz w głowę wchodzi mi kolejny problem W CO SIĘ UBRAĆ?? Wyjmuje srebrne rurki, i granatową koszulę w kratę. Zawsze musiałem się wyróżniać, to teraz też będę. Puszczam jeszcze oczko mojemu odbiciu w lustrze, zabieram szybko ze stołu śniadanie i wychodzę. Pogoda, jest okej, mogłoby być trochę lepiej, ale nie ma co narzekać z samego rana. Po drodze mijam kilku znajomych zatrzymuje się ma krótka pogawędkę
. Droga do Studio zajmuje mi dwadzieścia minut, autem nie jeżdżę bo to zabójstwo dla natury, nie rozumiem ich wszystkich, te spaliny, ten smród tak nie można... Na uczelni zaczęły się juz lekcje, w salach słychać śpiewy i muzykę, czas przygotować się do własnych zajęć. Kiedy idąc do pokoju nauczycielskiego przechodzę obok jedne z sal zauważam Pablo w dwuznacznej sytuacji z jakaś kobieta.
-Ekheeeeeem - chrząkam na nich, a oni odskakują od siebie.
- Gregorio ? - pyta zdziwiony Pablo - Dlaczego nie na zajęciach ?
- Mam ma dziesiątą - uśmiecham się i zostawiam ich samych. Nagle słyszę czyjś płacz ....
(Ludmila) - Mamooooooo!!!! - wydzieram się na cały dom. - Mamooooo !!! - powtarzam krzyk kilka razy. Czekam, aż moja rodzicielka przyjdzie do mojego pokoju, bo nawet nie mam zamiaru ruszyć się z łóżka dopóki nie zabije potwora, który wisi na mojej firance.
- Boże Ludmiła, umierasz ?? - kobieta wchodzi stoi w drzwiach. - Wydzierasz się jakby Cie zarzynał ktoś. - przekracza próg mojego pokoju.
- Ha ha ha bardzo śmieszne - ironizuje.-Zobacz co tam wisi - wskazuje palcem na ogromnego pająka wiszącego na mojej białej pięknej firance.
- Wydzierasz się na pół domu, budząc wszystkich bo zobaczyłaś pająka. - pyta ze zdziwieniem w oczach. Wydaje się, ze moja matka jest wykształconą kobieta, ale po tym pytaniu zatracam wiarę w jej mozg.
- Weź go stad zabierz, proszę - wstaje powoli z łóżka.
- Idź na dol zjedz śniadanie, a ja się zajmę nieproszonym goście - uśmiecha się, a ja w sekundę nakładam moje papcie i wybiegam z pokoju. Na dole czuć zapach świeżych bułeczek. Mmmm same smakołyki. Zabieram się za bułkę z nutellą. Po skończonym śniadaniu, idę się trochę ogarnąć. Makijaż, jakieś fajne ciuchy i jestem gotowa. Matka schodzi na dol. Ubrana w swój biały kitel, wygląda idiotycznie, mówiłam jej to nie raz, ale ona nigdy mnie nie słucha.
- Zabiłaś gadzinę ? - pytam wpatrując się w nią z nadzieja.
- Tak zabiłam ogromnego potwora. - mówi i zaczyna się śmiać. Ogólnie to nie wiem co ja tak bawi.
- Gotowa jesteś ? Mogę Cie zabrać do Studio, bo za chwile jadę do pracy. - zabiera kluczyki do samochodu i wychodzimy na zewnątrz. Nie rozmawiamy ze sobą w drodze do szkoły. Ja słucham muzyki w mp4, ona rozmawia z kim przez telefon. Kiedy jesteśmy już pod wejściem do szkoły mówimy tylko sobie "Cześć" i prawdopodobnie zobaczymy się dopiero jutro. Z rodzicami praktycznie w ogóle nie mam kontaktu, ojciec cały czas w delegacjach, ona non stop na dyżurach w szpitalu, mniejsza o to ważne, ze mam wszystko co chce. Wchodzę do środka, panuje tam dziwna cisza, pewnie wszystkie te male karaluchy są na zajęciach. Zdejmując torbę z ramienia nie zauważam, ze wbita tam była igiełka, która przejechała mi po ręce?
- Szit - mówię i idę łazienki. Pod gorącą wodę, zły wybór, łzy same napływają mi do oczu.
- Fuck Fuck Fuck.- przeklinam łącząc to z płaczem. Nagle ktoś pojawia się w drzwiach. To Gregorio.
- Ludmiła, nic Ci nie jest.?? - pyta i spogląda na mnie.
- Nieee, idę na zajęcia. - oznajmiam i wychodząc z pomieszczenia popycham go delikatnie. Denerwuje mnie to, ze tu wszyscy się o wszystkich tak fałszywie martwią. ŻENADA. Idąc na zajęcia do Angie, spotykam po drodze jedna z osób, których nie miałam ochoty w dniu dzisiejszym zobaczyć....
(Pablo) Yhm. Super że musiał nas ujrzeć Gregorio. I ten jego złośliwy błysk w oku, co go to interesuje ? Eh ... Mógłby się w końcu zająć tańcem, a nie ciągle wtrącać się w nieswoje sprawy. Próbuje być miły, ale ... Kobieta wróciła najwyraźniej do swojej pracy, a ja zrezygnowany wróciłem do pokoju nauczycielskiego. - Coś się stało ? Jak tam rozmowa z panią "życzliwą". Przekonałeś ją ? - Pytała Angeles parząc kawę.
- Nieważne . - Odparłem głucho i wyszedłem. Miałem zamiar wyjść na zewnątrz ale zamiast tego wpadam na Ludmiłę, która od razu wrzeszczy na mnie. - Uspokój się ! - Krzyknąłem zmęczony już tym dniem. Spojrzała na mnie zła, a ja ujrzałem jej przerwaną skórę, z której ciekła krew. - Co ci się stało ? - Niechcący dotknąłem ją w ranę.
- ZOSTAW MNIE ! - Uciekła depcząc moją nogę i już jej nie było. Dobrze że nie zrobiła mi drugiego lima. Westchnąwszy wyszedłem na świeże powietrze gdzie dostrzegłem ...
(Leon) Jak można stracić głos w dzień przesłuchania? Pech. To się tak nazywa. Miałem taką szansę, a ja zaprzepaściłem. Rano byłem na torze motocross'owym. Może przynajmniej będę mógł tu jeździć.
Zawsze mogę zdawać za rok, pomyślałem.
Mam motocross. Będzie dobrze. Lara, mechaniczna na torze, powiedziała, że na sto procent mnie przyjmą. Podobno świetnie jeżdżę i to załatwi na torze dużo sponsorów. Nie zaprzepaściliby tej okazji....
Ale jednak muszą to "przemyśleć".
Wziąłem z domu gitarę i wyszedłem z nią do parku, co się okazało, że jest blisko Studio'a., gdzie w ostateczności się udałem. Poudaję ucznia, norma.
Usiadłem na ławce, chwyciłem gitarę i zacząłem grać
Po kilku chwilach zobaczyłem, że przygląda mi się dyrektor? Studio'a i zaczyna mi klaskać.
- Brawo - powiedział. - Na przesłuchaniu nie wyszło, ale teraz...
- Dziękuję... A.... Nie wiem czy powiniem o to pytać....
- Śmiało - zachęcił mnie.
- Mógłbym ponownie zdawać? - zapytałem z nadzieją w głosie. Dyrektor się chwilę zastanawiał, ale po chwili namysłu lekko się uśmiechnął.
- Jutro przyjdź Studio'a - rzucił i odszedł.
Chwilę siedziałem w niedowierzaniu, ale po chwili wydałem okrzyk , zauważając idącą do Studio'a osobę...
(Violetta) Ten dzień jest dziwnie pozytywny. Żadnej kłótni z Ojcem, czy problemów w Studio. Dodatkowo ciepłe powietrze zgrywające się z łagodnymi głosikami ptaków śpiewającymi swoje serenady napawało energią do życia. Moje kroki skierowały się w stronę uczelni. Po drodze przez park usłyszałem krzyk jakiegoś chłopaka z gitarą w ręku. I to akurat gdy mnie zauważył. Wiedziałam że nie da mi to spokoju więc po prostu podeszłam i spytałam:
-Coś się stało ? Może pomóc ?-Wydobyłam z siebie jak najsłodszy uśmiech i czekałam na odpowiedzieć chłopaka. Zamiast tego usłyszałam tylko bezczelny
śmiech.
-Widziałaś Ty co masz na głowie ? Wyglądasz jak wiedźma z horroru. Chociaż zastanowił się która w tym konkursie straszydeł by wygrała z Was.-Jaki język. Jakby do krowy mówił.
-Jakiś Ty miły. Wiesz Ty też jakoś ładny nie jesteś. Masz twarz jakbyś się naćpał. I ubrania jak dla nastolatki. Dać Ci lustro ? Może oprzytomniejesz.
-Nie wydaje mi się. Najwidoczniej nie widziałaś markowych ubrań poza dresami z bazaru.-No to dowalił. Nie wiem czy to miało mnie mnie obrazić ale wywołało uśmiech na mojej twarzy.
-Zabawny jesteś muszę przyznać ale cisnąć to Ty ludzi nie potrafisz przykro mi...
-A może to nie był hejt tylko uświadomienie Ci prawdy ? Zastanów się i popraw włosy bo na serio strasznie wyglądasz-rzucił i nie odwracając się wyszedł.
-Bezczelny gnojek- stwierdziłam w myślach i ruszyłam dalej do celu mojej podroży-kolorowego budynku żyjącego muzyką...
(Angie) Czy tylko jak uważam za bezsensowne nie informowanie uczniów jaka jest finansowa sytuacja szkoły ? Pablo nic sobie z tego nie robi, on chyba myśli, że podrywając panią komornik uratuje szkołę. Tak czy siak to nic nie da my potrzebujemy pieniędzy, dużo pieniędzy nie zdobędziemy tego sprzedając ciastka. Ja nie wiem czy on zdaje sobie z tego sprawę. Chyba muszę nim porządnie wstrząsnąć to może się opamięta. Lekcje mijają spokojnie, nowi uczniowie są bardzo utalentowani, ale jeszcze nie ochłonęli po egzaminach i nie dochodzi do nich, że są naprawdę z nami. To mile uczucie patrzeć, że nasza uczelnia wywołuje radość na ich twarzach, ale jak się nie postaramy to szybko ona zgaśnie. W pokoju nauczycielskim jak zawsze wszyscy w spokoju popijają sobie kawę, a mnie na czole pulsuje żyłka, że nikt się za nim nid weźmie, ze nie podejmą jakiejś decyzji.
- Nie rozumiem jak możecie być tacy spokojni - wstaje na równe nogi i patrzę na każdego po kolei.
- O co Ci chodzi ? - pyta zdezorientowany Pablo.
- O ten tramwaj co nie chodzi, myślisz, że podrywając komornicę uda Ci się uratować szkolę .... Watpie. - wszyscy wlepiają we mnie swój wzrok. Ja po prostu nie potrafię siedzieć z założonymi rękoma i patrzeć jak będą burzyć Studio i zbudują tu jakoś hotel. Po moim trupie !!!
- Opamiętaj się, myślisz że ja się nie przejmuje - i takie słowa padają z ust dyrektora, pogrąża siebie jeszcze bardziej.
- Wiesz co ? Najpierw to czekam, aż poinformujesz uczniów jaka jest sytuacja ! - wypowiadam to zdanie patrząc mu prosto w oczy i wychodzę z pomieszczenia. Co za dupek, naprawdę sadzilam, ze on nadaje się na to stanowisko jak nikt inny, chyba się pomyliłam. Uspokaja mnie jedynie gra na pianinie, więc poszłam do sali, usiadłam przy instrumencie, a palce położyłam na klawiaturze :
Podemos pintar, colores al alma,
Podemos gritar iee ee
Podemos volar, sin tener alas...
Ser la letra en mi canción,
Y tallarme en tu voz
To jedna z moich ulubionych piosenek. Odwracając głowę zauważyłam przechodząca obok sali Violette. Miała coś z włosami, albo mi się wydawało, wyjrzałam, przez drzwi i rzeczywiście, wyglądała jakby ją prąd popieścił, nie będę jej zaczepiać bo pewnie i tak jest zła. Nagle ktoś wychylił się zza futryny.
- Akuku ....
(German) To była spokojna noc. Pierwsza bez jakichkolwiek koszmarów i pobudek. Dopiero teraz czuję, że żyję. Od kilku miesięcy męczą mnie mary nocne, próbowałem wszystkiego, leków na uspokojenie, leków nasennych, nic nie przynosiło efektu, w pewnym momencie myślałem, że się po prostu wykończę. I proszę bardzo wystarczyło ziółka zaparzone przez Olgę i jest jak nowy. Zaglądam do kalendarza, który leży na stoliku obok łóżka. Spotkanie o dziesiątej, potem lunch z szefem jednej z korporacji, napisane z wykrzyknikiem czyli ważne. W takim razie do dziesiątej mam jeszcze sporo czasu. Wstałem z łóżka, wyjąłem z szafy nowy garnitur, szybki orzeźwiający prysznic. Porwałem ze stołu bułkę i wyszedłem z domu.
- Hmmm dlaczego by nie zaprosić ślicznej nauczycielki Violetty na jakąś dobrą kawę - powiedziałem do siebie pod nosem. Moja córka pewnie nie byłaby zachwycona tym pomysłem, ale mam małą nadzieję nie spotkać jej w Studio. Teraz tak, żebym nie wyszedł na głupka, trzeba kupić jakiegoś kwiatka, bo tak z pustymi rękoma iść to mężczyźnie nie wypada. Garnitur mam , więc elegancki wygląd odhaczony, w przydrożnej budce kupiłem bukiet pachnących róż, pachnę hmmm chyba dobrze. Gotowy i zwarty udałem się do szkoły. Tylko pytanie jak ja ją tam znajdę. Pytając o nią, zrobię jej obciachu, że szuka jej jakiś
gostek w garniaku i z bukietem róż. Ludzie na ulicy patrzyli na mnie, jakby szedł się oświadczać, albo na ślub, albo na pogrzeb. Cóż, po dotarciu na miejsce na całe szczęście okazało się, że aktualnie dzieci mają lekcje, czyli ona pewnie też. Jednak z jednej z sal usłyszałem piękny śpiew. Spojrzałem do środka i zobaczyłem ją. Ubrana w dżinsową kurtkę, łososiowe rurki i kremową koszulkę wyglądała naprawdę nieziemsko.
- Akuku - powiedziałem kiedy wyszła z sali.
- Boże !!! Chce mnie pan doprowadzić do zawału ? - zapytała nie wiedząc co się dzieje.
- Nie, nie, ależ absolutnie, przyszedłem zaprosić panią na poranną kawę. - uśmiechnąłem się szeroko i pokazałem bukiet róż.
- Nie wypada mi umawiać się z rodzicami uczniów, więc przykro mi, ale nic z tego nie będzie. - odpowiedziała, a ja posmutniałem. Dawała mi ewidentnego kosza, może ja śmierdzę, albo coś w tym rodzaju.
- Ale to niezobowiązująca kawa ... naprawdę - zapewniałem ją, ale była nieugięta.
- Mam niedługo lekcje nawet bym nie zdążyła. Przykro mi. - powiedziała, i chciała odejść, ale zatrzymałem ją.
-Proszę chociaż wziąć te róże, inaczej zwiędną i nikt nie nacieszy oczu ich widokiem. - wręczyłem jej bukiet, a sam skierowałem się w nieznanym kierunku...
(Angie) Matko kochana, nikt nigdy mnie tak nie wystraszył. Ja nie wiem co ten facet sobie myślał, serce do tej pory nie może się uspokoić. I jeszcze zostawił mi te róże, no i co ja z nimi zrobię, wniosę je do pokoju nauczycielskiego to zaraz się zacznie gadanina, i pytania "Od kogo, Angie masz cichego wielbiciela". Zaniosłam jej do mojej sali i wstawiłam w wazon. Nie powiem, są piękne, i ten ich zapach, ale propozycja kawy ? Chyba oszalał, potem byłyby plotki, gadanie głupot, durne docinki. Nie potrzebuję tego, chociaż przyznam, że facet ma klasę, i bardzo ładne perfumy. Ehhh Angie zapomnij, Tobie pisana jest samotność, i wieczory z kotem przy kominku. Wróciłam do swoich obowiązków, ale nadal pływałam głową w chmurach. Oj no mogłam się zgodzić na tą kawę, postarał się i w ogóle, a ja zachowałam się jak jakaś "cnotka".
- Angie ? - usłyszałam w głowie czyjś głos
- Angie ? - i znowu to samo
- Angie !!!! Ogłuchłaś ? - nade mną stał Pablo z jakąś groźną miną.
- Co się stało ? - spytałam i wstałam odruchowo.
- Powinnaś być na zajęciach, a nie przysypiać w pokoju nauczycielskim. - oznajmił mi przez zęby. Jeju zajęcia, no wypadło mi z głowy. Wzięłam z biurka nuty i pobiegłam do moich uczniów.
- Kochani przepraszam za spóźnienie, ale coś ważnego musiałam załatwić. - przeleciałam wzrokiem po wszystkich.
- Dobra to może zrobimy ćwiczenia dykcyjne, proszę powtarzać za mną, Ra - Re - Ri - Ro - Ru - mówiłam łamiąc sobie język.
- Ra - Re - Ri - Ro - Ru. - powtarzali chóralnie. Lekcja minęła w przyjaznej atmosferze, dzieciaki były zadowolone ja w sumie też. To były moje ostatnie zajęcia. Zabrałam tylko płaszcz z pokoju i udałam się do domu. Popołudnie spędziłam na sprzątaniu, potem trochę popisałam, zrobiłam zestawienie ćwiczeń na następne zajęcia. Wzięłam butelkę czerwonego wina, usiadłam przed telewizorem i tak minął mój wieczór...
Czekamy ma wasze reakcje. Ekipa VNH :)
- Gotowa jesteś ? Mogę Cie zabrać do Studio, bo za chwile jadę do pracy. - zabiera kluczyki do samochodu i wychodzimy na zewnątrz. Nie rozmawiamy ze sobą w drodze do szkoły. Ja słucham muzyki w mp4, ona rozmawia z kim przez telefon. Kiedy jesteśmy już pod wejściem do szkoły mówimy tylko sobie "Cześć" i prawdopodobnie zobaczymy się dopiero jutro. Z rodzicami praktycznie w ogóle nie mam kontaktu, ojciec cały czas w delegacjach, ona non stop na dyżurach w szpitalu, mniejsza o to ważne, ze mam wszystko co chce. Wchodzę do środka, panuje tam dziwna cisza, pewnie wszystkie te male karaluchy są na zajęciach. Zdejmując torbę z ramienia nie zauważam, ze wbita tam była igiełka, która przejechała mi po ręce?
- Szit - mówię i idę łazienki. Pod gorącą wodę, zły wybór, łzy same napływają mi do oczu.
- Fuck Fuck Fuck.- przeklinam łącząc to z płaczem. Nagle ktoś pojawia się w drzwiach. To Gregorio.
- Ludmiła, nic Ci nie jest.?? - pyta i spogląda na mnie.
- Nieee, idę na zajęcia. - oznajmiam i wychodząc z pomieszczenia popycham go delikatnie. Denerwuje mnie to, ze tu wszyscy się o wszystkich tak fałszywie martwią. ŻENADA. Idąc na zajęcia do Angie, spotykam po drodze jedna z osób, których nie miałam ochoty w dniu dzisiejszym zobaczyć....
(Pablo) Yhm. Super że musiał nas ujrzeć Gregorio. I ten jego złośliwy błysk w oku, co go to interesuje ? Eh ... Mógłby się w końcu zająć tańcem, a nie ciągle wtrącać się w nieswoje sprawy. Próbuje być miły, ale ... Kobieta wróciła najwyraźniej do swojej pracy, a ja zrezygnowany wróciłem do pokoju nauczycielskiego. - Coś się stało ? Jak tam rozmowa z panią "życzliwą". Przekonałeś ją ? - Pytała Angeles parząc kawę.
- Nieważne . - Odparłem głucho i wyszedłem. Miałem zamiar wyjść na zewnątrz ale zamiast tego wpadam na Ludmiłę, która od razu wrzeszczy na mnie. - Uspokój się ! - Krzyknąłem zmęczony już tym dniem. Spojrzała na mnie zła, a ja ujrzałem jej przerwaną skórę, z której ciekła krew. - Co ci się stało ? - Niechcący dotknąłem ją w ranę.
- ZOSTAW MNIE ! - Uciekła depcząc moją nogę i już jej nie było. Dobrze że nie zrobiła mi drugiego lima. Westchnąwszy wyszedłem na świeże powietrze gdzie dostrzegłem ...
(Leon) Jak można stracić głos w dzień przesłuchania? Pech. To się tak nazywa. Miałem taką szansę, a ja zaprzepaściłem. Rano byłem na torze motocross'owym. Może przynajmniej będę mógł tu jeździć.
Zawsze mogę zdawać za rok, pomyślałem.
Mam motocross. Będzie dobrze. Lara, mechaniczna na torze, powiedziała, że na sto procent mnie przyjmą. Podobno świetnie jeżdżę i to załatwi na torze dużo sponsorów. Nie zaprzepaściliby tej okazji....
Ale jednak muszą to "przemyśleć".
Wziąłem z domu gitarę i wyszedłem z nią do parku, co się okazało, że jest blisko Studio'a., gdzie w ostateczności się udałem. Poudaję ucznia, norma.
Usiadłem na ławce, chwyciłem gitarę i zacząłem grać
Cuando me voy me quieres seguir,
Cuando yo estoy tu te quieres ir.
Dame el motivo de tu temor,
Dame tu amor.
Pues como tu y yo,
Solo dame una razón...
Lo que te doy ya no tiene fin,
Dime quien sos y me quedo aquí.
Dame el motivo de tu temor,
Dame tu amor.
śmiech.
- O co Ci chodzi ? - pyta zdezorientowany Pablo.
- O ten tramwaj co nie chodzi, myślisz, że podrywając komornicę uda Ci się uratować szkolę .... Watpie. - wszyscy wlepiają we mnie swój wzrok. Ja po prostu nie potrafię siedzieć z założonymi rękoma i patrzeć jak będą burzyć Studio i zbudują tu jakoś hotel. Po moim trupie !!!
- Opamiętaj się, myślisz że ja się nie przejmuje - i takie słowa padają z ust dyrektora, pogrąża siebie jeszcze bardziej.
- Wiesz co ? Najpierw to czekam, aż poinformujesz uczniów jaka jest sytuacja ! - wypowiadam to zdanie patrząc mu prosto w oczy i wychodzę z pomieszczenia. Co za dupek, naprawdę sadzilam, ze on nadaje się na to stanowisko jak nikt inny, chyba się pomyliłam. Uspokaja mnie jedynie gra na pianinie, więc poszłam do sali, usiadłam przy instrumencie, a palce położyłam na klawiaturze :
Podemos pintar, colores al alma,
Podemos gritar iee ee
Podemos volar, sin tener alas...
Ser la letra en mi canción,
Y tallarme en tu voz
To jedna z moich ulubionych piosenek. Odwracając głowę zauważyłam przechodząca obok sali Violette. Miała coś z włosami, albo mi się wydawało, wyjrzałam, przez drzwi i rzeczywiście, wyglądała jakby ją prąd popieścił, nie będę jej zaczepiać bo pewnie i tak jest zła. Nagle ktoś wychylił się zza futryny.
- Akuku ....
(German) To była spokojna noc. Pierwsza bez jakichkolwiek koszmarów i pobudek. Dopiero teraz czuję, że żyję. Od kilku miesięcy męczą mnie mary nocne, próbowałem wszystkiego, leków na uspokojenie, leków nasennych, nic nie przynosiło efektu, w pewnym momencie myślałem, że się po prostu wykończę. I proszę bardzo wystarczyło ziółka zaparzone przez Olgę i jest jak nowy. Zaglądam do kalendarza, który leży na stoliku obok łóżka. Spotkanie o dziesiątej, potem lunch z szefem jednej z korporacji, napisane z wykrzyknikiem czyli ważne. W takim razie do dziesiątej mam jeszcze sporo czasu. Wstałem z łóżka, wyjąłem z szafy nowy garnitur, szybki orzeźwiający prysznic. Porwałem ze stołu bułkę i wyszedłem z domu.
- Hmmm dlaczego by nie zaprosić ślicznej nauczycielki Violetty na jakąś dobrą kawę - powiedziałem do siebie pod nosem. Moja córka pewnie nie byłaby zachwycona tym pomysłem, ale mam małą nadzieję nie spotkać jej w Studio. Teraz tak, żebym nie wyszedł na głupka, trzeba kupić jakiegoś kwiatka, bo tak z pustymi rękoma iść to mężczyźnie nie wypada. Garnitur mam , więc elegancki wygląd odhaczony, w przydrożnej budce kupiłem bukiet pachnących róż, pachnę hmmm chyba dobrze. Gotowy i zwarty udałem się do szkoły. Tylko pytanie jak ja ją tam znajdę. Pytając o nią, zrobię jej obciachu, że szuka jej jakiś
gostek w garniaku i z bukietem róż. Ludzie na ulicy patrzyli na mnie, jakby szedł się oświadczać, albo na ślub, albo na pogrzeb. Cóż, po dotarciu na miejsce na całe szczęście okazało się, że aktualnie dzieci mają lekcje, czyli ona pewnie też. Jednak z jednej z sal usłyszałem piękny śpiew. Spojrzałem do środka i zobaczyłem ją. Ubrana w dżinsową kurtkę, łososiowe rurki i kremową koszulkę wyglądała naprawdę nieziemsko.
- Akuku - powiedziałem kiedy wyszła z sali.
- Boże !!! Chce mnie pan doprowadzić do zawału ? - zapytała nie wiedząc co się dzieje.
- Nie, nie, ależ absolutnie, przyszedłem zaprosić panią na poranną kawę. - uśmiechnąłem się szeroko i pokazałem bukiet róż.
- Nie wypada mi umawiać się z rodzicami uczniów, więc przykro mi, ale nic z tego nie będzie. - odpowiedziała, a ja posmutniałem. Dawała mi ewidentnego kosza, może ja śmierdzę, albo coś w tym rodzaju.
- Ale to niezobowiązująca kawa ... naprawdę - zapewniałem ją, ale była nieugięta.
- Mam niedługo lekcje nawet bym nie zdążyła. Przykro mi. - powiedziała, i chciała odejść, ale zatrzymałem ją.
-Proszę chociaż wziąć te róże, inaczej zwiędną i nikt nie nacieszy oczu ich widokiem. - wręczyłem jej bukiet, a sam skierowałem się w nieznanym kierunku...
(Angie) Matko kochana, nikt nigdy mnie tak nie wystraszył. Ja nie wiem co ten facet sobie myślał, serce do tej pory nie może się uspokoić. I jeszcze zostawił mi te róże, no i co ja z nimi zrobię, wniosę je do pokoju nauczycielskiego to zaraz się zacznie gadanina, i pytania "Od kogo, Angie masz cichego wielbiciela". Zaniosłam jej do mojej sali i wstawiłam w wazon. Nie powiem, są piękne, i ten ich zapach, ale propozycja kawy ? Chyba oszalał, potem byłyby plotki, gadanie głupot, durne docinki. Nie potrzebuję tego, chociaż przyznam, że facet ma klasę, i bardzo ładne perfumy. Ehhh Angie zapomnij, Tobie pisana jest samotność, i wieczory z kotem przy kominku. Wróciłam do swoich obowiązków, ale nadal pływałam głową w chmurach. Oj no mogłam się zgodzić na tą kawę, postarał się i w ogóle, a ja zachowałam się jak jakaś "cnotka".
- Angie ? - usłyszałam w głowie czyjś głos
- Angie ? - i znowu to samo
- Angie !!!! Ogłuchłaś ? - nade mną stał Pablo z jakąś groźną miną.
- Co się stało ? - spytałam i wstałam odruchowo.
- Powinnaś być na zajęciach, a nie przysypiać w pokoju nauczycielskim. - oznajmił mi przez zęby. Jeju zajęcia, no wypadło mi z głowy. Wzięłam z biurka nuty i pobiegłam do moich uczniów.
- Kochani przepraszam za spóźnienie, ale coś ważnego musiałam załatwić. - przeleciałam wzrokiem po wszystkich.
- Dobra to może zrobimy ćwiczenia dykcyjne, proszę powtarzać za mną, Ra - Re - Ri - Ro - Ru - mówiłam łamiąc sobie język.
- Ra - Re - Ri - Ro - Ru. - powtarzali chóralnie. Lekcja minęła w przyjaznej atmosferze, dzieciaki były zadowolone ja w sumie też. To były moje ostatnie zajęcia. Zabrałam tylko płaszcz z pokoju i udałam się do domu. Popołudnie spędziłam na sprzątaniu, potem trochę popisałam, zrobiłam zestawienie ćwiczeń na następne zajęcia. Wzięłam butelkę czerwonego wina, usiadłam przed telewizorem i tak minął mój wieczór...
Czekamy ma wasze reakcje. Ekipa VNH :)
Mrrr. W końcu rozdział... :D
OdpowiedzUsuńEkhm.. A więc cud, miód, i orzeszki. *-*
Co violka miała na tym łbie.? XD
German idzie na zaręczyny już to sb wyobrażam.. :3
Pablo i Esmeralda... Znowu.? :c
My się z Daffidem bardzo kochamy !! :P I nie wyobrażamy sobie życia bez PESME :D
UsuńNasze Zakochańce! :D
UsuńPablito i Esme <333 *.*
cudowny :-*
OdpowiedzUsuńCudo.
OdpowiedzUsuńCzekam na next.
Zapraszam do mnie.
Ojejku, wreszcie nowy rozdziałek! :)
OdpowiedzUsuńŻe niby co Viola miała z tymi włosami?
Hahaha... German i Angie! Boscy!
Już ich kocham!!! <333
Ludmi... XD Uwielbiam ją! :D
O jaa... Esme i Pablo?! Znowu?! XD Kocham!!! <333
No, no, no... Już mi się podoba! *.*
Czekam z niecierpliwością na next'a! :)
Super:)
OdpowiedzUsuńWspaniały
OdpowiedzUsuńCały czas nie daje mi spokoju co Vilu miała na głowie
A Gregorio ty to masz świetny gust XD
Czekam na next
Kinga Blanco