środa, 2 kwietnia 2014

Part 13

(Tomas) Jest kolejne  rano. Rodzice w domu, choroba minęła (chyba) i raczej powinno być dobrze. Wyrzuty sumienia, o ile można to było tak nazwać, już mnie nie męczą. Dziewczyna, która nosiła imię Violetta, nie jest na mnie zła. Co prawda nie dowiedziałem się dlaczego rozpaczała, ale chyba najważniejsze jest to, że już z nią lepiej. Ale zaraz... Dlaczego ja się przejmuję jakąś zupełnie
obcą dla mnie pierwszą lepszą dziewczyną z ławki z parku?!
-Tomas OGAR! - powiedziałem do siebie w myślach.
Jest ze mną  chyba coraz gorzej, bo zaczynam gadać sam do siebie. To dziwne zjawisko, bo kiedy jestem np. na ulicy i coś mi się przypomni krzyczę sam do siebie, a ludzie się gapią jakbym był co najmniej jakimś wariatem, albo był inny. Ale trudno. Bycie innym to zaleta w życiu. Ehh? Na dole coś mi pachnie jakąś jajecznicą. Mniamm.. Ubrałem się i tym razem powoli schodziłem po schodach. Chodnik był poprawiony i nie miałem szans na nagłą śmierć chociaż nie wiadomo kiedy Cię tir trzaśnie 
-Czeeść mamo. - powiedziałem
-Dzień dobry Tomasku -odpowiedziała z uśmiechem. - Zjesz trochę jajecznicy?
-Oczywiście! - mama nałożyła mi cały talerz smażonych jajek.
Szybko je zjadłem i wyszedłem do do Stud!o. Po drodze spotkałem...

(Gregorio) Oł jea oł jea wyjechała, tralalala, pojechała, siabadaba. Moja matula wyjechała, ojciec zadzwonił, że zabrała go karetka do szpitala, spakowała się pożegnała i wyjechała. No normalnie miałem łzy w oczach ze szczęścia. Dla uczczenia tego naloze dziś do pracy odświetny strój. Zbiegałem na dół w samych slipkach tańcząc taniec radości. Mój dom jest oszklony, a na dole podniesione były rolety, wiec moja sąsiadka patrzyła na mnie jak na wariata. Upsss w błyskawicznym tempie się ubrałem. Nalożyłem brokatowe leginsy, do tego świecące trampki i białą bluzkę ze wzorkami. Czułem się w końcu jak Gregorio. To wszystko co przywiozala mi matka schowalem głęboko w piwnicy. Czas na odzywczy shake i można iść do Studio. Zmiksowalem trochę owoców, dodalem śmietany, trochę musli, zero cukru. Wypilem do dna. Mniami Mniami. Która to godzina, aha okej czas wyruszać. Wylaczylem wszystko z prądu, zamknalem drzwi i ruszylem do pracy. Po drodze spotkałem Tomasa, nie przepadam za tym dzieciątkiem, jest jak cień nigdy nie wiadomo kiedy się pojawi.
- Dzień Dobry Gregorio - powiedział.
- Ty nie powinienes być już na zajęciach ? - spytalem.
- Dopiero zaczynam, fauny strój. -powiedzial i przyspieszył kroku. Dzieci, one nic nie rozumieją. Ale on nie poszedł do Studio, skręcił w jakaś uliczkę. Podejrzane, ale to nie moja sprawa nie będę się wtracal. Drzwi do szkoły były otwarte, a w środku słychać było niepokojące ożywienie. Wchodząc do środka zobaczyłem o co chodzi...

(Pablo) Wczoraj zaniosłem Esme do najbliższego lekarza. Nie chciałem od razu brać ją do szpitala bo to chyba nic poważnego ale... Co jeśli tak?! Została na kontrolę. A ja dziś z mizernym humorem ruszyłem do Stud!o, odstawiłem tam torbę i po chwili usłyszałem wesoły okrzyk. Niechętnie ruszyłem zobaczyć co się dzieję i kogo ujrzałem? - Marroti? - Co U-mix tutaj robi?
- Pablo, właśnie! Zapomniałem Cię poinformować że to nasi nowi sponsorzy. - Odrzekł Antonio pojawiąc mi się przed oczami.
- Co tu się dzieję? - Już ujrzałem Gregoria w swoich dawnych ciuchach. Czyli dawny nauczyciel tańca wrócił? Nagle poczułem wibrowanie w tylnej kieszeni spodni. Wyciągnąłem pospiesznie urządzenie i odebrałem unikając sprzętu tego nadętego programiku. Wyszedłem na świeże powietrze mówiąc;
- Słucham?
- Pablo Galindo?  To ja Dr. Dreefry,  pańska towarzyszka już czuję się lepiej. Na szczęście ten wypadek nie spowodał dużego uszczerbku na jej zdrowiu, zwykłe zwichnięcie nadgarstka. Mógłby pan przyjść ją odebrać? Boję się że mogłaby coś więcej sobie zrobić, gdyż teraz jest bardzo nerwowa.
- Tak, tak. Zaraz się zjawie i dziękuję za tą wiadomość. Dowidzenia. - Rozłączyłem się i szczęśliwy w pół, nie zwracając na to że za chwilę mam lekcję poszedłem po kobietę...

(Esme) Pogielo ich wszystkich. Do jasnej ciasnej, zostawili mnie na obserwacji, ja mam wazniejsze sparwy niz bezczynne lezenie w szpitalu. Chcialam wyjsc, ale lekarz oczywiscie nie wyrazil zgody, bo przeciez moge miec wstrzas mozgu. Dobrze, ze ja mu mozgu nie wstrzasne. Spakowalam swoja torbe, oczywiscie ledwo, bo zawiazali mi jakis bandaz usztywniajacy na rękę. Godzine mi to zajelo.
 - Niedlugo po pania przyjedzie ten pan, ktory pania przywiozl - powiedzial lekarz wchodzac do mojej sali. Myslalam, ze on cos pomylil, albo nie wiem. Opierdzielilam go na pol szpitala, ze zamiast mnie poinformwac, albo zapytac czy ja chce zeby ktos przyjezdzal, to on sobie zadzwonil do Pablo. Dekiel.
 - NIE POTRZEBUJE, ZEBY NIKT PRZYJEZDZAL !!! - wykrzyczalam mu. I czym predzej zaczelam wpychac rzeczy do torebki. Mialam nadzieje, ze Pablo nie zdazy. Pomylilam sie. Wszedl do sali z jakims kwiatkiem. Ot wzial wybral dzien, bylam czerwona od zlosci.
- No Hej. - powiedzial biorac ode mnie torbe. Nie pozwolilam mu. Wyrwalam ja i bez slowa wyszlam z sali.
 - O co Ci chodzi ? - zapytal juz na zewnatrz ...

(Pablo) Po co tyle agresji? Co ja jej zrobiłem? - O co ci chodzi?  - Spytałem gdy opuściliśmy budynek.
- Mam ważniejsze sprawy niż siedzenie tam! - Warknęła idąc przed siebie.
- To dla twojego zdrowia czego t...
- Pablo daj mi spokój!!! - Wykrzyknęła mi to w twarz a po chwili nastała cisza. Czując jak coś się kruszy we mnie zacząłem;
- Nie? To nie! Łaski bez! Staram Ci się pomóc jak mogę! A ty masz w dupie opinię innych! Nie widzisz tego?! Próbuje Ci pomóc! Ale nie lepiej krzyczeć na mnie. ! Dziękuję! - Połamałem kwiatka i wyrzuciłem za siebie. - Dowidzenia! Mam nadzieję że nie będziesz musiała się już na mnie patrzeć! - Zdenerwowany odszedłem od niej. Ygh!! Nie powiniem się tak zachowywać, ale coś we mnie pękło... Mam dość...

(Esme) Może przesadziłam, ale miałam racje. Ja po prostu nie cierpię, żeby ktoś się nademną litował, albo w czymś mnie wyręczał. Nie lubię i tyle. Rzeczywiście chciał mi pomóc, i pewnie miał dobre chęci, ale ja nie jestem przyzwyczajona do takiej osoby, która tak się o mnie zamartwia. Najpierw mnie zawiózł, teraz odebrał, a nawet nie jesteśmy razem, nawet nie jesteśmy na etapie randek, wiec o co chodzi. Nakrzyczał, nakrzyczał odwrócił się i poszedł, wiec ja poszlak za nim. Myśli, że co będzie się na mnie wydzierał, a ja nie powiem ani słowa.
- Wyrazilem się jasno. - oznajmił mi.
- Nawrzeszczałeś na mnie i myślisz, że jesteś gora. - powiedziałam marszcząc czoło.
- Tak. - szybko odpowiedział.
- Przepraszam !!! Słyszysz ? - potrząsnęłam jego rękawem - Przepraszam, nie jestem przyzwyczajona, że ktoś się tak martwi, nie jestem i tyle. Jestem typem samotnika z psem. - powiedziałam. - Ty tego nie rozumiesz i pewnie nie zrozumiesz, ale jakie to ma znaczenie. - powiedziałam wzięłam swoja trobe i udałam się do domu...

(Ludmiła) Znowu głowa i znowu jakieś badania, mam dość lekarzy, szpitali i tych głupich leków, które muszę przyjmować. Jednak matka się nie odczepi dalej będzie mnie zmuszała do tego. Od samego rana siedzę przed gabinetem. Kolejka jak nie z tej ziemi, starzy, młodzi, dzieci. I jeszcze czuje taki zapach śmierci. Czekałam, czekałam aż w końcu wywołali mnie do gabinetu. Za biurkiem siedziała młoda lekarka, przeglądając ze zdziwieniem moja dokumentacje.
- Ludmiła tak ? - zapytałam przyglądając mi się uważnie.
- Mhm. - przytaknęłam
- Usiądź i poczekaj chwile, muszę porozmawiać z Twoją mamą. - wyszła z gabinetu. Coś mi nie dawała spokoju i przez szparkę w drzwiach podsłuchałam kawałek ich rozmowy.
- Ludmiła jest adoptowanym dzieckiem tak ? - zapytała moją matkę lekarka.
- Czy pani zwariowała. - oburzyła się moja rodzicielka. - Urodziłam ją własnymi siłami, w ogóle skąd pani przyszły takie głupoty do głowy. ? - spojrzała zła na kobietę.
- Pani ani pani mąż nie jesteście biologicznymi rodzicami Ludmiły, wszystkie badania to potwierdzając, podejrzewam że mogła zajść pomyłka, że dzieci zostały... - nie usłyszałam co było dalej, oczy mi się zaszkliły, i wybiegłam z gabinetu.
- Ludmiła zaczekaj. - matka  złapała mnie za rękę, ale się jej wyrwałam. Biegłam przed siebie nie mogąc przetrwać tej myśli, tego co przed chwilą usłyszalłam. Usiadłam na ziemi i zaniosłam się płaczem...

( Federico )
Patrzyłem jak pociąg pomału zaczyna ruszać z peronu. Jeszcze chwile stałem na stacji, aż w końcu zniknął mi z oczu. Podniosłem torbę z ziemi i ruszyłem w stronę centrum.
Xenia dziś wyjechała, a ja już zaczynam żałować, że jej na to pozwoliłem. Wspomnień nie zdoła wymazać odległość, nawet jeśli bardzo by się starała. Dziewczyna była moją przyjaciółką od dziecka i nadal nią jest. Wiem również, że zawsze nią będzie. Pozostaję mi tylko czekać na jej ponowny przyjazd.
W pewnym momencie gwałtownie się zatrzymałem. Nie rozpoznawałem miejsca, w którym się obecnie znajdywałem. No bardzo super. Zgubiłeś się - wytknąłem sobie w myślach. Zawróciłem miejąc nadzieję, że zdołałam wrócić do centrum, przecież ani razu nie skręcałem. Gdy natrafiłem na właściwą ścieżkę usłyszałem płacz. Zdezorientowny rozejrzałem się i zauważyłem znajomą burze blond włosów. Ruszyłem w stronę dziewczyny, która siedziała na ziemi, pozwalając by łzy spływały jej po policzkach.
- Ej, ej, ej! Co się stało? - ukląkłem przed dziewczyną, którą automatycznie wszczepiła się w moje ramiona. Nie wiedziałem co mam robić, więc jedynym pomysłem, który aktualnie przyszedł mi do głowy było pozwolić, by jej łzy zalewały moją bluze.
Po chwili, gdy szloch ucichł spytałem:
- Co się stało? - i wtedy usłyszałem dość krótką historię, którą dziewczyna zapełniła jeszcze większą ilością łez.
- Nie płacz. Nie ważne co się stanie twoi rodzice nadal nimi będę. Nadal będą Cię kochać i Cię wspierać ,i nie liczy się w tej sprawie więzy krwi - podniosłem jej brodę by nawiązać kontakt wzrokowy. - A teraz chodź - wstałem i podałem jej rękę, by również się podniosła co poszło jej dość mozolnie. - Nie możesz przesiedzieć tu całego dnia.
Otarłem jej opuszkami palca tusz rozmazany na twarzy. Uścisnąłem jej dłoń i razem wyszliśmy z tego miejsca.
Po pewnym czasie zauważyłem ... , który/a ...

(Esme) Porwałam swoje zwolnienie, rozwinęłam rękę z tego czegoś usztywniającego, ręka wyglądała jak jeden wielki siniak, ale jestem prawo ręczna wiec mogę normalnie pracować. Wyszłam na poranny spacer ze Stefkiem, był szybki bo nie miałam zbyt dużo czasu, przed wyjściem wypiszczę go do ogrodu. Posprzątałam po nim i wróciliśmy do domu. Ogarnęłam sypialnię, zrobiłam śniadanie, wzięłam długą gorącą kąpiel, porwałam z biurka dokumenty, wypuściłam psa i wyszłam z domu. Dziś miałam sprawę w sadzie, więc została jeszcze chwila, nie musiałam się spieszyć idąc do Sądu. Nie lubię spraw o eksmisję ludzi, wiem że jestem komornikiem, ale czasami jak widzę tych ludzi, którzy płaczą pokladaja się na ziemię blagaja, ciężko mi zachować kamienna twarz, ale taki wybrałam zawod nie mam wpływu na to jaka sprawa mi się trafi. Idąc sobie spokojnym krokiem, poczułam ból ręki, aż się przytrzymałam. Jestem nie odpowiedzialna cholera, mogłam nie zdejmować tego dziadostwa. Zaczęłam ją masować, żeby bol trochę odpuścił. Dopiero teraz zauważyłam Ludmiłę idącą za rękę z jakimś chłopakiem. Mowilam, że ta dziewczyna udaje, taką wredotę. Ale zaraz zaraz, ledwo trzyma się na nogach, chusteczka w ręku, cos musiało się stać nie powinnam się wtrącać, ale ta dziewczyna mnie fascynuje w takim sensie, ze potrafi być takimi dwoma osobowościami na raz. Podeszłam do nich.
- Ludmila wszystko w porządku. - zaczepiłam parkę, dziewczyna spojrzała w górę miała zapuchnięte oczy.
- W porządku ja się nią zajmę. - powiedział chłopak obejmując ją ramieniem, uśmiechnął się i poszli dalej. Ehh ta młodzież, kiedyś tak to wszystko nie wyglądało. Bol się nasilał i nasilał, a ja zaciskając zęby szlam dalej....

(Pablo) - Zrób sobie wolne.
- Nie
- Pablo.
- Nie
- Proszę Cię !
- Antonio to nic nie da, minie mi za chwilę. Albo jutro. Mówię Ci . - Przekonywałem go ślęcząc nad papierami.
- Nie, nie wierzę Ci choć chciałbym. Dziś zgoniłeś Martina za to że źle wymówił jedno słowo na próbie, coś Cię męczy. Widać to. Nie próbuj zaprzeczać ! - Dodał widząc że mam zamiar coś powiedzieć. - Proszę, odpocznij bo chyba dziś nic nie wyjdzie z twojej pomocy w Stud!o. - Spojrzałem na niego błagalnie aby nie zmuszał mnie do tego. Ta praca jest moim życiem, tym bardziej że muszę odzyskać stare mieszkanie. Lub wynająć jakiekolwiek bo nie mogę ciągle żyć u Derp'a. - Idź się przewietrzyć. - Podał mi torbę a ja zdenerwowany wziąłem ją i wyszedłem trzaskając drzwiami. Nie byłem w humorze to fakt, ale żeby od razu ?! Ygh. Idąc przed siebie natykam się na Esme. Z obojętnym wyrazem twarzy omijam ją jak każdego przechodnia po drodze.
- Będziesz mnie teraz unikał ? - Syknęła po chwili a ja się zatrzymałem.
- Mam p... - Odwróciłem się w jej stronę i nie dokończyłem. Ujrzałem że zaciska lewą rękę, która wcześniej była uciskana przez bandaż. - Chora jesteś ?! Zdjęłaś to ?! Ty to w ogóle chyba durniejesz. - Podszedłem bliżej.
- Dziękuję że mi wszystko wyrzucasz teraz. - Odparła i chciała iść lecz ją zatrzymałem.
- Gdzie masz zamiar iść z tą dłonią ?
- Mam ważniejsze sprawy od ...
- Nie, wiesz co ? Nawet nie próbuj mi wmówić że jest coś ważniejszego niż twoje zdrowie. Wracamy się po to co Ci założył lekarz. - Odparłem stanowczo...

(Esme)
- Nigdzie nie idę.
- Idziesz.
- Nie
- Nie sprzeczaj się ze mną ! - krzyknął w końcu.
- Mam sprawę w sądzie nie mogę jej opuścić. ! - też krzyknęłam. Wrzeszczeliśmy tak na siebie jak banda małolatów.
- Ty naprawdę ocipiałaś ? Wiesz jakie możesz mieć potem problemy z tą ręką, Ty nie myślisz w ogóle. - zarzucał mi.
- Posłuchaj ja mam sprawę w sądzie. Jestem świadkiem nie mogę tego opuścić. Gdybym była z tym gownem na ręce nie dopuściliby mnie do pracy. Tu chodzi o rodzinę z trójką dzieci, nie mogę nie zeznawać. A ręka poczekać sobie może do jutra. - powiedziałam, a on stał i wpatrywał się na mnie jak na idiotkę. Co ja poradzę, że prace stawiam ponad wszystko, nawet własne zdrowie. Tu chodzi o innych ludzi, albo będą bez domu, albo jakoś się uda i go odzyskają, to jest ogromna stawka, a on myśli, że ja się przejmuje swoją ręką.
- Nie wyrabiam z Tobą. Idziemy. - oznajmił i złapał mnie za zdrową rękę.
- Sąd jest w tamtym kierunku. - wskazałam i wyrwałam dłoń. Zrobił dziwną minę, zmienił się na twarzy, wyglądał jakby miał zaraz mnie uduscić.
- Jeżeli nie pojdziesz ze mną do domu, po twój "gips" wezme Cię na ręce, albo zwiąże, albo nie wiem co jeszcze, pójdę do tego sądu i powiem, że masz zwolnienie i nie możesz pracować, bo zachowujesz się jak małe dziecko, trzeba Ci tłumaczyć co jest bee a co jest ok. Uspokój się z tą Twoją pracą, to nie ucieknie, zdrowie masz tylko jedno. - zaczął swój monotonny wykład. - Zadbaj i siebie. Ty tylko wychodzisz, spacery praca, dom, nic po za tym nie ma...
- Zamknij się w końcu. - powiedziałam i umieściłam swoje usta na jego...

(Pablo) Oderwałem się od niej niechętnie i przerzuciłem wzrok na beton ze smutkiem. Nie chciałem tego, nie chciałem się łudzić że może coś między nami dojść. Nie chcę aby znów bolało, bo tak być nie powinno. Gdy wtedy odeszła zrozumiałem że mówi mi "nie". - Choć bo Ci zaraz odpadnie ta ręka. - Pociągnąłem ją w stronę jej domu. Opierała się ale udało mi się ją tam przywlec. Szybko usztywniłem jej dłoń i zauważyłem że od razu trochę lepiej się czuję. Już nie kwasiła miny tylko z wyrzutem patrzyła na mnie. - Dbaj o siebie, bo nikt za ciebie już tego nie zrobi. - Odparłem usilnie i chciałem wyjść, lecz ...
- Chyba się w tobie zakochuje ... - Rzekła cicho a ja to słysząc zatrzymałem się.
- Wiesz co najbardziej bolało ? Jak ciebie spytałem czy coś czujesz a ty po prostu odeszłaś bez słowa, po chwili lądując pod koła roweru. To jakby przeze mnie... Moja wina. Więc chyba lepiej będzie dla twojego zdrowia i dla mnie żebyśmy już się nie spotykali ...
- Pablo ... - Śledziłem ją nadal wzrokiem, każdy milimetr trzymając dłoń na klamce. Podszedłem, dotykając jej policzka ręką dodałem;
- Chyba już za późno ... - Pomimo że nie mogłem oprzeć się jej szmaragdowym oczom wyszedłem z mieszkania...


(Violka) Nie mogłam wysiedzieć w domu, dlatego postanowiłam przejść się po ciemnym już mieście. Potrzebowałam się dotlenić.
Przechodząc na drugą stronę uliczki, wyciągam z kieszeni moich jasnych spodni, telefon i wybieram numer Leona. Niestety wyłączyła się sekretarka. Może to jednak dobrze? Albo i nie, nie wiem? Kłócąc się ze swoimi myślami wpadam na Pabla, chyba zdziwił się moim widokiem. Ale ja jego również, był jakiś zdenerwowany.
Przywitał się ze mną i poszedł w przeciwną stronę.
Usiadłam na ławkę i zaczęłam nucić sobie pod nosem piosenkę.
"Nowy Ty, nowa ja
Wszystko zdarzy się jeszcze raz
Tak jak na początku
Niech zauroczenie trwa
Nowy Ty, nowa ja
Talia nowych kart, nowa gra
Tak jak na początku
Poznać się raz jeszcze
Nowa ja,ja, nowy Ty,Ty," 

Gdy kończę tekst piosenki, dosiada się do mnie...

(Andres) Ciągnę nosem od kilku dni i nie mogę wyjść z domu, a co z tą piosenką??!!?!?!?! Ale co ja się będę zamartwiał ... W sumie ... Słyszałem że Pablo ostatnio nie był w sosie. Pewnie nie wykąpał się w bulionie. (Wtf?) Więc chyba lepiej będzie dla mojego zdrowia jeśli jednak pójdę ... Nałożyłem kurtkę i wyszedłem.Kichając co chwilę zmierzałem w kierunku Stud!o, a po chwili zdałem sobie sprawę że już ciemno ... Ale co mnie to obchodzi ? Ja się tu poświęcę to On też ! Słyszę nagle kogoś śpiewanie i widzę Violkę. LoL. Brzmiało jak z radia. Może dlatego że obie te rzeczy są puste ? No, nie jak co . Ale się dosiadłem. - Cześć Andres. - Przywitała się a ja milczałem. - Czemu się nie odzywasz ? - Czy ja cię prosiłem żebyś się odzywała ? Może chciałem tylko posiedzieć. To ty zaczęłaś rozmowę.
- A tak jakoś się zamyślałem . A ty co tu robisz o tej porze ?
- Sama nie wiem. - Ahh, to ty najwidoczniej za mądra nie jesteś. - Tak jakoś mnie wzięło ... - Na piszczenie i niszczenie ludziom słuchu ? No właśnie widzę.
- Widziałaś może dziś Fede ? - Zapytałem zmieniając temat.
- Nie... A szukasz go ? \
- Tak, właśnie chciałem go zaprosić na orgię.
- Muszę z nim wymyślić coś na te zajęcia. Eh .. To ja idę. - Odparłem szybko i miałem wybrać numer do Federica ale zamiast tego zadzwoniłem do ...

(Angie) Chciałam porozmawiać z Violetta, od tej sytuacji kiedy widziała mój pocałunek z Germanem, dziewczyna się do mnie nie odzywa. Przecież ja nic złego nie robię. Czy nie mogę się zakochać, czy nie mogę być szczęśliwa. Violetta gdzie zniknęła po zajęciach, pewnie ucieka przede mną. To i tak jest nieodpowiedzialne, tak czy siak w końcu będziemy musiały porozmawiać. Pakujac swoje rzeczy, słyszę dzwonek telefonu.
- Halo ? - odzywam się do słuchawki.
- Ememasmemamame - ktoś po drugiej stronie zaczął się jąkać, a tak robi tylko jeden uczeń ze Studio.
- Andres ? - spytałam, ale chłopak się rozłączył. Dziwne. Zaraz potem otrzymałam kolejny telefon.
- Angie przyjedż jak najszybciej do szpitala, stało się cos strasznego. - usłyszałam zapłakany glos mojej matki.
- Boże co się stało. ? - zapytałam zdenerwowana.
- Przyjeżdżają. - powiedziała i rozłączyła się. Zaczęłam jak durna zbierać nuty. Miałam się spotkać z Germanem, ale to już nieaktualne. Miałam nadzieję, że to nic złego się nie stało.
- Gdzie tak pędzisz ? - zapytał mijający mnie po drodze Beto.
- Nie mam czasu. - rzuciłam mimochodem. Szybko odpaliłam samochód i w mgnieniu oka znalazłam się pod szpitalem. Zadzwoniłam jeszcze do nich, gdzie są. I szybciutko byłam na miejscu. Zobaczyłam zapłakaną matkę, ojca chodzącego w tą i z powrotem i Veronicę stojącą i wpatrującą się w ścianę.
- Ktoś mi powie co się tu dzieje ? - zapytałam.
- Angie to jest straszne ta lekarka twierdzi, że Veronica nie jest naszym dzieckiem, a Twoją siostra. - oświadczyła mi matka.
- Slucham ? - otworzylam oczy ze zdziwienia.
- Posłuchaj, dzisiaj w szkole się uderzyła, i zrobili badania, i nam tez od razu, z wyników wyszło, że nie jesteśmy jej biologicznymi rodzicami, no tak wyszło z wyników, ja nie wiem to chyba jest jakiś żart. - zaczęła się trząść z nerwów.
- Poczekaj ja to zalatwie. - powiedziałam i zapukalam do gabinetu.
- Dzień Dobry jestem siostra Veronicy może mi pani powiedzieć o co w tym wszystkim chodzi, - usiadłam na krzesło.
- To dziwne, nawet bardzo ale po tym co się okazało przypomniałam sobie dziewczynę sprzed kilku dni. Widzi pani, chodzi o to, że prawdopodobnie po urodzeniu dziewczynki zostały zamienione, to jest nie wyobrazalna pomyłka i ja nie wiem jak mogło się to zdarzyć, ale wysłałam próbki krwi państwa rodziny i rodziny tamtej dziewczyny do laboratorium. Wszystko się zgadza z moimi dotychczasowymi przypuszczeniami. Przykro mi. - odparła, a ja po prostu wyszłam z sali. (...) Dopiero po kilku godzinach wrocilam do domu, zmęczona tłumaczeniem wszystkim o co w tym chodzi. Ojciec juz chce pozywać szpital, matka nie wie co robić, a moja siostra jest w takim szoku, że nie wychodzi z pokoju. Postanowiłam spędzić noc u nich, jednak ciągła myśl nie dawała mi spokoju. Gdzieś tam jest dziewczyna, która jest moja biologiczną siostrą. Kto to jest ? ....

Czekamy na wasze reakcje :)

4 komentarze:

  1. Że co?! Biedna Lu. Co za konowały były przy porodzie żeby dzieci pomylić?!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chciaz teraz tak na spokojnie to dwie moje ulubione postacie z serialu rodzeństwem :D Tyle wygrać. Mamo czy to sa święta i własnie ida prezenty? xD

      Usuń
  2. Lu siostrą Angie... No wy sb jaja robicie.? :o

    ._.

    OdpowiedzUsuń
  3. Jejku... Boski! *.*
    Biedna Lu :'(
    Awww, Fedemila! <333
    Błagam, więcej ich razem!
    Haha, Andres i ten jego nie ogar :D
    Pesme <3 :)
    Czekam z niecierpliwością n next'a! :)
    Kocham ich!!!
    Że co!? Lu siostrą Angie?!

    OdpowiedzUsuń

Każdy komentarz sprawia, że u jednego z autorów pojawia się uśmiech. Pomóż nam, niech każdy autor pokaże swoje śliczne ząbki :)

layout by Sasame Ka