Jakie to nie pojęte, za zarazem takie straszne. Nocowałam w domu rodzinnym, nie chciałam ich zostawiać, byłam im potrzebna, a najbardziej mojej siostrze. Ona ma dopiero 17 lat nie rozumie jeszcze takich rzeczy. Obudziłam się nad ranem, pomyślałam, że zrobię im śniadanie, przynajmniej z tego ich wyręczę. Upiekłam zapiekanki z serem i warzywami. Zapach roznosił się po całym domu.
- Ty jeszcze nie w pracy ? - zapytalam Veronica, miała spuchniete od płaczu oczy.
- Pomyślałam, że zrobię wam śniadanie na polepszenie humoru. - uśmiechnęła, się do niej.
- Nie jestem głodna. - rzuciła i poszła znowu do pokoju. Nie wiem jak mam jej pomóc, do mnie to nie dochodzi, a co dopiero do niej. Spakowałam swoje rzeczy, zostawiłam kartkę na stole i śniadanie oczywiście i opuściłam ich dom. Stąd do pracy, miałam kawałek drogi, wsiadłam w samochod. Przez całą drogę rozmyślałam o wszystkich możliwych alternatywach rozwiązania tego problemu, ale nie widziałam żadnej.
- Angie jak Ty jezdzisz ??!!!!! - wysiadając z samochodu usłyszałam krzyk Gregorio. - Ochlapałas mi spodnie. !!! - oznajmił.
- Przestań udawać królewicza. - powiedziałam i skierowałam się w stronę drzwi.
- Oo to, że wstałaś lewą nogą to nie musisz się unosić ponad wszystkich. - powiedział kiedy weszliśmy do środka.
- O daj spokój, zamknij się w końcu i zajmij się swoimi sprawami. (...) Kłótnie z Gregorio przerwał...
(Pablo) U-mix nie dawał mi wytchnienia. Nie było Antonia, więc wszystkie sprawy dotyczące sprzętu, regulaminu i innych pierdół była na mojej głowie. Już zainstalowali komputery w pokoju nauczycielskim, robiąc z tego jakąś informatornie. Dziś miałem przedstawić dzieciakom to "show". Wracając do pokoju po dokumenty widzę tam kłótnie Angie i Gregoria. - No proszę was! - Zacząłem. - Nawet dziś nie możecie sobie darować? Mam dużo do roboty i nie mam zamiaru słuchać waszych pisków. - Wziąłem z blatu różową teczkę (xd) i wyszedłem. (...) Zrobiliśmy zebranie w sali prób gdzie przedstawiliśmy Marrotiego i konkurs. Który odbędzie się po skończeniu zadania, które wcześniej zadała Angelès. - Konkurs polega na solowym występie a jurorzy wybiorą 6 z was... - Zacząłem.
- Właśnie! A z tej 6 zrobicie zespoły. A potem, właśnie. To potem. (...) po skończonych lekcjach wróciłem do domu Derp'a.
- Hejoo stary. Jak tam po robicie.
- Bez komentarza, - odparłem i od razu wyszedłem. Sam nie wiem, gdzie szedłem. Przed siebie po prostu... Znalazłem się w parku, który tętni życiem i endorfiną... Usiadłem na jedenej z ławek i spojrzałem przed siebie. - Dlaczego nie możesz być tak szczęśliwi jak Oni Pablo? - Pytałem sam siebie i przetarłem dłońmi twarz. Co ja robię ze swoim życiem? Nie mam własnego mieszkania, pieniędzy, dumy, odpoczynku, kobiety z którą mógłbym dzielić swoje życie... Żaliłem się nad sobą w myślach póki...
(Leon) Jaki głupi dzień. Pokłociłem się z mamą, Violetta nie odbiera telefonu, a potrzebuje z nią pogadać. Ehhh w takich chwilach to mam ochotę żyć na jakiejś pustyni bez nikogo kto będzie mi gadał nad uchem. Szybko opuściłem swój dom. Nie chciałem po raz kolejny uświadamiać jej, że ojciec nie wróci, a ona non stop na niego czeka. Boli mnie to jak widzę ją ze spuchniętymi oczami od płaczu. Nie dam rady już kłamać, wiem że ojciec tam kogoś ma dlatego się z nami nie kontaktuje. Było jeszcze wcześnie, nie musiałem się spieszyć, zaszedłem po bułki do sklepu i jakiś sok. Wędrując w kierunku Studio zauwazam Pablo siedzącego na ławce. Hmm jakiś taki zamyślony, smutny, albo mi się tylko wydaje.
- Pablo ? - zapytalem podchodząc bliżej.
- Aaa to Ty Leon. - chyba nie mnie się spodziewał.
- Idziesz do Studio, słyszałem że jakaś impreza się szykuje. - rzucilem na rozluźnienie atmosfery.
- Idź inni uczniowie wytłumaczą Ci o co chodzi. - powiedział i wstał z ławki. Nie chciałem się narzucać, bo po co, nie lubię się wtrącać w sprawy innych. Wziąłem do ręki komórkę i po raz trzydziesty dzwoniłem do Violetty " abonament czasowo niedostępny" i po raz trzydziesty usłyszałem to samo zdanie. Odwracając się jeszcze do tyłu zauważam...
(Esme) Po ostatnim potraktowaniu mnie przez jego osobę - odpuszczam sobie definitywnie. Nie ma co przeżywać. Muszę być sama i tyle, ludzie ze mną nie wytrzymują, wiec nie będę się nikomu pchała na siłę. Dziękuję, do widzenia. Tak to już jest. Jedni maja szczęście inni nie. Dodatkowo mam przerypane, bo nie pojawiłam się w tym sądzie. Wczoraj byłam na dywaniku u dyrektora, jeszcze nigdy nie widziałam go strasznie wkurzonego. Dal mi ostatnią szansę inaczej tracę posadę. Dziś na szczęście mam wolny dzień, tylko potem przydałoby się posiedzieć nad aplikacjami do sądu. Zeszlam na dol i jak się okazało, lodówka pusta, wiec zostałam zmuszona do pójścia do sklepu. Stefek smacznie spał pod moim łóżkiem, a ja po cichu opuściłam dom. Powietrze było chłodne, orzezwiajace. Udałam się do pobliskiego marketu, kupilam chelb, masło, mleko, jakiś ser i jeszcze kilka innych produktów. Przy kasie siedziała pani Helenka, jak zawsze uśmiechnięta. Podziękowałam i wyszłam. Idąc sobie ulicą, podziwiałam wspaniałe monumenty, które znajdowały się po drugiej stronie ulicy. Zauwazylam jakiegoś chłopca, nawet go nie kojarze, ale patrzył na mnie, odwrociłam się i nie zauważając wpadlam na ...
(Pablo) Zmęczony swoim postępowaniem postanowiłem od rozmowy z Leonem coś zmienić w swoim życiu. Z lekkim uśmieszkiem na twarzy podążyłem w stronę znajomego mi domu. Gdy wpadam na... Nią. Eh? Pomogłem pozbierać jej produkty które przez mą nieuwagę spadły na ziemię. Milcząc oddałem jej zakupy nie patrząc w oczy. Jednak coś mnie zmusiło do tego i wydusiłem tylko; - Przepraszam. - Odchodząc od niej skierowałem się do Isabel. (...) stojąc przed jej willą zadzwoniłem do bramki. Którą łaskawie otworzyła.
- Witaj Pablo, co Cię do mnie sprowadza braciszku? - Zapytała ze złośliwym uśmieszkiem na twarzy.
- Powiem prosto. Potrzebuje twojej pomocy.
- Mojej? Czy moich pieniądzy?
- Dobrze wiesz że to ja odziedziczyłem spadek po ojcu, a oddałem go tobie z dobrego serca.
- Nie przypominaj mi o nim. Nigdy nie umiał mnie docenić... Ale dobrze! Ile Ci potrzeba?
- Kilka tysięcy.
- Uu. Nieźle braciszku... Zadłużyłeś się? - Zakpiła.
- Wiesz że jeśli przyszedłem to musi być coś poważnego.
- No dobrze, pożyczę Ci jeśli... Zaopiekujesz się Ambar przez kilka tygodni. Nie mam czasu dla niej, a Ona potrzebuje opieki jak wiesz...
- Tygodni ? Ja mam pracę i nie mogę zajmować się twoim dzieckiem!
- Aa, jeśli masz pracę to też i wypłatę tak? - odwróciłem wzrok czując złość, że znów dałem się wkręcić. - Nie martw się, wiem jak Ci marnie płacą... Więc opiekujesz się moim skarbem albo radź sobie sam. - Postawiła mi warunek a ja ciężko wzdychając zgodziłem się. - Świetnie! Wiedziałam że mogę ns ciebie liczyć! - Zaśmiała się i zawołała swoją córkę. - Skarbie, wujek Pablo przyszedł! I chcę abyś spędziła z nim miłe 2 tygodnie. - Posłała mi znaczące spojrzenie a ja uśmiechnąłem się w stronę małej blondyneczki która po chwili znalazła się w moich ramionach.
- Taaaaak! Wujek! - Ucieszona pięciolatka obdarowała mnie tym samym.
- To widzimy się niedługo. Ja będę lecieć, mam nadzieję że jak wrócę dom nie będzie w ruinach. - Warknęła. - Idę bo zaraz się spóźnię na samolot. - Odparła. - A! I odwołaj nianię. - Dodała i trzasnęła drzwiami. Lekko podenerwowany jej fałszywym charakterem zwróciłem się do siostrzenicy.
- Idziemy na spacer? - Spytałem.
- Taak! Do parku! - Ucieszyła się. (...) chodząc z Ambar po parku napotykamy... Który/a. ...
(Ludmila)
- NIEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEE - obudziłam się z krzykiem na ustach, cała spocona, z mocno bijącym sercem. Boże, to tylko sen, to był tylko sen. Niech mi ktoś powie, że to był tylko sen. Rozejrzałam się dookoła i przypomniałam sobie wszystko co działo się przez kilka ostatnich dni. To jednak nie był koszmar, to szczera prawda. Schowałam twarz w dłonie i zaczęłam cicho łkać. I co ja mam teraz zrobić, komu mam wierzyć, kto mówi mi prawdę. Gdzie są moi prawdziwi rodzice. Matka od kilku dni tłumaczy mi, że to pomyłka, że to oni są moimi rodzicami, że nie ważne co by się stało, oni byli, są i będą nimi non stop. Jednak jak ja mam żyć, myśląc, że tak gdzieś jest kobieta, która mnie urodziła, i może ona nawet o tym nie wie, i tam też jest ta dziewczyna, która powinna być tu. Jaki ja mam mętlik w głowie, ja w ogóle nie wiem co ja teraz mam robić. Wstałam z łóżka, nałożyłam swoje pluszowe kapcie i szlafrok. Nic mi się nie chciało, płakać, nienawidzić, żyć, sama już nie wiem. Kartka na dole : " Kochamy Cię M&T" to smutne, ale nie wierzę w to. Zgniotłam kartkę i wyrzuciłam ją do kosza. Od godziny powinnam być w Studio. Może to trochę polepszy mi humor. Ubrałam się, zrobiłam delikatny makijaż i wyszłam z domu. Potrzebuje rozmowy z kimś. Dzwoniłam do Federico, ale nie odbierał więc się poddałam. Upuściłam na ziemię torebkę i musiałam wszystko umieścić w niej z powrotem, ale dzięki temu zauważyłam kogoś na kim mogę się dziś wyżyć.
- Pablo, ja nie wiedziałam, że Ty masz dziecko. - oznajmiłam dyrektorowi mojej szkoły.
- Ludmila odpuść sobie. - ścisnął mocniej rękę dziewczynki.
- Jak się nazywasz młoda damo ? - skierowałam się do dziewczynki.
- Ambar. - powiedziała z uśmiechem od razu.
- Słodka. - rzuciłam. - Tak czy siak wiem, że to nie Twoje Ty nie nadajesz się na ojca, jesteś zbyt agresywny w stosunku do ludzi, dziwne że ktoś Ci powierzył opiekę nad tą słodką dziewczynką. - dodałam, dygnęłam przed nim i z uśmiechem triumfu udałam się do szkoły...
(Violka) Przechadzając się na przerwie po korytarzach Stud!o i rozmyślając nad moją sytuacją wpadam na jakąś dziewczynę, która koślawo upada na ziemię.
-Aj, przepraszam, nie zauważyłam Cię- mówię i podnoszę wzrok na moją ofiarę. Niestety dziewczyna okazała się być Ludmiłą, eh, ja to mam pecha. -Nie, właściwie to nie przepraszam. -Mogłaś uważać jak chodzisz- szybko się poprawiłam i posłałam jej uśmiech.
Blondynka odruchowo przygryzła wargi i przewróciła oczami.
-Aaaaaaaaa!- Zaczęła krzyczeć na cały głos. No ej, nic Ci nie jest tak? Nie kłam.
-Ludmiła, uspokój się!
-To ty uważaj jak chodzisz, koślawcu- Warknęła i podniosła się zgrabnie z ziemi. Zmierzyła mnie jeszcze wzorkiem i odeszła w stronę klasy. Uhm, co za dziewczyna. Położyłam ręce na głowię i swój wzrok skierowałam na....
(Diego)Siedziałem dzisiaj od rana w Studio. Moje pierwsze prawdziwe zaliczenie się zbliża więc chcę się porządnie przygotować. Zaliczenie jest u Ang... Angie? Tak, u Angie. Miałem napisać moją własną piosenkę, wszedłem do klasy, wziąłem moją gitarę i zacząłem grać. Po chwili usłyszałem kłótnię blondyny z jakąś inną dziewczyną. Odwróciła się i zobaczyłem Violettę, która skierowała swój wzrok na mnie. Uśmiechnąłem się do niej delikatnie, a ona odwzajemniła go również promiennym bananem na twarzy.
Wydaje mi się, że jest bardzo miła, przynajmniej takie jest moja pierwsze wrażenie na jej osobę. Zanim się obejrzałem stała w drzwiach sali i przyglądała mi się jeszcze bardziej. Wreszcie skończyłem, a ona do mnie zagadała.Było miło, jest urocza, heh. Pożegnałem się z nią i delikatnie przytuliłem, po czym wyszedłem na miasto. Przed zaliczeniem chciałem się odprężyć. Idąc ulicą spotykam...
(Pablo) Wróciłem zmęczony hajcami po placu zabaw i padłem na kanapę. - Wujuuu...! Nie śpij! - Rzekła mała dziewczynka wchodząc mi na kolana.
- Spokojnie, czuwam nad tobą. - Uśmiechnąłem się trzymając ją za rączki. - Idziemy coś zjeść, tak? Pewnie jesteś głodna. - Odparłem i zabierając ją na ręce poszliśmy do kuchni. - A cóż to? Czyżby jakiś stwór zjadł wszystko z lodówki? - Zaśmiałem się widząc prawie że puste półki. - Chyba trzeba będzie uzupełnić zapasy. - Dodałem wzdychając. - Chyba że nie jesteś aż tak głodna i możemy potem iść.
- Nieee... Mój brzusio mówi że chcę jeść! - Zachichotała a ja przecierając czoło zmusiłem się do jeszcze jednej wycieczki. (...) idąc spokojnym tempem do sklepu, zauważam po drugiej stronie ulicy Diego, jest jakiś rozmarzony nie wiem co się z tym chłopakiem ostatnio dzieje. Zauważając mnie nakłada kaptur na głowę.
- Diego ! - próbuję go zaczepić, ale chłopak znika mi z pola widzenia. Kiedy jesteśmy już w pomieszczeniu bierzemy koszyk i zaczynamy. .. Jakoś robienie zakupów nie było moją pasją, do której brnąłem. Bądźmy w tej sytuacji szczerzy. Nie lubię chodzić po jakichkolwiek marketach czy centrach... - I to! - Zawołała entuzjastycznie. Trzymając ją na rękach co bardzo w sumie lubiłem, dałem jej złapać z wysokiej półki jakieś płatki. Ambar biorąc je w swoje niezbyt jeszcze zwinne palce sprawiła że jakimś cudem pudełko się otworzyło a zawartość wyleciała na moje włosy. Nie mając sił na gniew parsknąłem śmiechem i dopiero potem zauważyłem że ktoś się nam przygląda...
(Gregorio)
- Pięć, Sześć, Siedem, Osiem. - wyliczałem coraz to nowe kroki. - Jeszcze raz. - powiedziałem dosadnie. Nowe układy choreograficzne dla U-Mixu spadły na mnie jak piorun z nieba. Zachciało się szanownemu państwu nowych piosenek, i nowych choreografii. Tłuczemy to od rana, ale ile można. Oni są zmęczeni ja jestem zmęczony. Tym bardziej, że niektórych uczniów dziś nie ma, a Gregorio dwa razy nigdy nie powtarza, niech sobie potem nagrają swoich "przyjaciół" i ich oglądają. Kiedy już wszyscy padli na ziemię ze zmęczenia, ogłosiłem pół godzinną przerwę mi się też przy okazji przyda, i wpadnę na lunch do Resto. Powiedziałem im, że zaczynamy równo wpół do dwunastej i nie toleruję spóźnień. Że też Pablo się na to zgodził, ja rozumiem, że pieniądze i w ogóle, ale oni znowu zaczynają się nami rządzić. Przychodzą obserwują. Nie znoszę jak ktoś gapi się na moją pracę. Ehhh. Zabrałem portfel z pokoju nauczycielskiego i wybrałem się do baru. Pogoda dopisywała, nie było co narzekać. Przed wejściem do Studio jak zawsze znajdowała się garstka małolatów, wygłupiających się lub plotkujących. Przywitałem się z nimi i udałem się w moją krótką podróż. Po drodze skoczyłem jeszcze do sklepu po sok pomidorowy, a tam dostrzegłem Pablo z jakąś małą dziewczynką jego głowa była posypana płatkami. Zaśmiałem się na cały sklep, a on spiorunowałam mnie wzrokiem więc szybko stamtąd uciekłem. Wszedłem do Resto i jak zwykle o tej porze niesamowity tłok. Zamówiłem sobie lunch, łososia w warzywach, do tego kompocik, zupa i deser. Usiadłem przy stoliku, czekając aż moje danie dotrze na stół...
(Leon)
O mamuniu, moje mięśnie, moje kości. Auuuuuć. Zaliczyłem dziś piękną glebę, ale to wszystko przez te nerwy. Po tej kłótni z mamą nie mam nawet ochoty iść na obiad do domu. Szukałem wszędzie Violetty, chciałem z nią podyskutować bo mam kilka nowych pomysłów, a ona chyba zapadła się pod ziemię. No cóż, mogłem ją jeszcze zabrać do Resto na obiadek, ale skoro jej nie ma pójdę sam. Akurat całe Studio miała przerwę, więc pewnie spotkam kilku znajomych w barze, może pomogą mi zapomnieć o dzisiejszym poranku. Ze Studio do Resto jest tak blisko, jakby rzucić beretem. Wchodząc do środka, zauważam Gregorio bawiącego się telefonem. Ten to ma rajskie życie, zero kobiet, zero zmartwień i nie przejmuje się tym, że ludzie gadają o tym jak się ubiera, albo wgapiają się w niego. Fajnie jest mieć taki dystans do siebie.
Tak jak myślałem, w barze tłum, ludzi full, ale ani jednej znajomej twarzy. Znowu pogrążyłem się w myśleniu, ale to trwało sekundę, gdyż zadzwonił telefon.
- Leon, musimy porozmawiać. - odezwał się głos mojej mamy.
- Mamo nie mogę teraz gadać, naprawdę mam zajęcia, może jak wrócę do domu. - rozłączyłem się, nie chciałem jej sprawiać przykrości, ale też nie chciałem ciągnąć tej dyskusji dalej.
- Kogo tak ładnie spławiłeś. ? - usłyszałem znajomy głos...
(Naty) Cisza... Cisza...Aż nagle dzwoni ktoś do drzwi. Mało zawału nie dostałam. Podniosłam się z miejsca i sprawdziłam kto to taki. Oczywiście mój pies szczekał jak głupi i skakał w około mnie.
-Ja z pocztą-Od razu "zaatakował" mnie listonosz. Nic nie mówiąc wzięłam od niego długopis i podpisałam karteczkę odbioru. Facet wręczył mi kilka listów i nie żegnając się ruszył z powrotem do swojego auta. Oczywiście gdyby nie to że zamknęłam psa w pokoju facet już by miał poszarpane nogawki spodni i pieniłby się. Nie wiem skąd przekonanie że psy nie lubią listonoszy... Mój pies nie lubi nikogo obcego. No heloł. Jakbyście się czuli nie mogąc nic zrobić w obronie własnego domu ? Też byście się wściekali...
Szłam, szłam i... Szłam ? No chyba logiczne jak chcę gdzieś dojść. Postanowiłam pójść do RestoBaru może spotkam znajomą mordkę. Przepychałam się przez tłum osób które znajdowały się tam z niewiadomych przyczyn. No przynajmniej mi nie znanych. W końcu usłyszałam znajomy głos. Leon najwyraźniej kogoś olał choć mi wydawał się miłym chłopakiem który nie mógłby nic złego zrobić. Może to przez jego uśmiech ? A może przez te włosy w idealnym nieładzie ? Paradoks. Aby włosy ułożyć w nieład często chłopacy stylizowali fryzury po kilka godzin czasem dłużej niż Ich dziewczyny. Ale takie jest życie. Pełne paradoksów i sprzeczności. Gdy chcemy czegoś bardzo nie możemy tego osiągnąć ale gdy już przestaje nas interesować owa rzecz bez problemu ją dostajemy. To tak jakby Bóg się nami bawił.
- Kogo tak ładnie spławiłeś ?-Spytałam przyjaciela.
- Mamę. Czasami mnie denerwuje. Traktuje mnie jak małe dziecko.-Wytłumaczył mi chłopak.
-Nie dziw się. Od tego są matki. One Nas wychowały i One nie przestają otaczać Nas opieką mimo że jesteśmy już dorośli. Powinniśmy być im wdzięczni. Poczujemy że coś kochamy gdy coś stracimy. Ale wtedy gnębi Nas poczucie winy że nie zdążyliśmy im podziękować. -Wow. To było głębokie. Zastanawia mnie skąd się biorą takie myśli w Nas. To nasze serce nam podpowiada czy po prostu to jest w Nas tylko nie powalamy tym słowom ujrzeć światła dziennego ? Jeśli tak to znaczy że my Ich wcale nie chcemy mówić czy słyszeć. Poza filozofami i pisarzami. Oni potrafią zajrzeć wewnątrz siebie i wyciągnąć to nieopisane piękno.
Wyszłam na dwór zmęczona duchotą panującą w budynku. Nagle przewracam się o podstawioną przez kogoś nogę...
(German) Moja córka jest okropna. Ona nie rozumie tego, że ja chcę być szczęśliwy. Nie odzywa się do mnie, nawet na mnie nie spojrzy. Nie wiem o co jej chodzi, to że jestem nieoficjalnie z jej nauczycielką rozumiem, że to może być dla niej krepujace, ale bez przesady. Ona chce żebym ja traktował ją jak dorosłą, a zachowuje się jak dziecko. Juz sam nie wiem co robić. Siedzę w biurze przeglądając papiery i zupełnie na niczym nie mogę się skupić. Próbowałem dzwonić do Angie, potem do Violetty, ale najwyraźniej ani jedna ani druga nie miały ochoty ze mną rozmawiać. Rzuciłem swoją pracę w cholerę i postanowiłem wybrać się na zakupy. Może jej coś kupię, może to poprawi jej humor. Wlazłem do pierwszego lepszego sklepu z
ubraniami. I teraz pytanie sukienkę, bluzkę, spodnie, czy co ja mam jej kupic. W ogóle to kupię wszystko. Ja się nie znam ma tych babskich rzeczach. Wziąłem wszystko i podszedłem do kasy. Ekspedientka była bardzo mila, i oświadczyła mi że jeżeli ubrania nie będą pasowały będzie można je wymienić. Potem poszedłem na krotki spacer. Zamknałem oczu i rozkosxowałem się słońcem. Nagle o moje nogi potknęła się jakaś młoda dama.
- Matko nic Ci nie jest ? - poderwałem się z miejsca i pomogłem jej wstać.
- Nie. - otrzepała spodnie uśmiechnęła się i poszła dalej. (...) Do domu wróciłem dość późno, nie chciałem budzić córki dlatego prezent postawiłem pod drzwiami. Napisałem słodkiego SMS Angie i polozylem się spać..
The End.
Czekamy na wsze reakcje! Ekipa VNH! :)
Każdy komentarz to jeden banan na twarzy Violetty xD
(Twarzodłoń z głupoty autorki Diego XD)
Ojejku... Boski! *.*
OdpowiedzUsuńBiedna Lu :'(
Ja chcę więcej Leonetty i Fedemily!!! :)
Po prostu ich kocham! <333
Hahaha, Pablo i mała Amber :D
Czekam z niecierpliwością na next'a! :)
Suupeeer! :D
OdpowiedzUsuńCzekam na więcej! :)
Czekamm... na next'a XD
OdpowiedzUsuńO Matulu! Świetny ten rozdział! :)
OdpowiedzUsuńJuż nie mogę się doczekać next'a! :)